Wykładać filozofię można bardzo rozmaicie. Nie każdy jednak sposób wykładu wydaje się równie dobry i skuteczny. Sądzę, że bardzo mocno warunkuje go czas i rodzaj słuchaczy, ku którym jest kierowany. Od zarania myśli europejskiej filozofia miała znaczenie kapitalne w refleksji człowieka nad światem, podczas gdy intelektualna i kulturowa atmosfera epoki, w której obecnie żyjemy, wyznacza świadomie podjętej refleksji filozoficznej miejsce zgoła poślednie lub zaniedbuje ją zupełnie. Wyrazem tego jest fakt, że obecnie wykształcony człowiek nie posiada najczęściej rudymentarnego przygotowania filozoficznego, nie zna wcale historii filozofii ani jej języka. Cała więc tradycja europejskiej myśli filozoficznej jest dla niego martwa i niedostępna. Przystępując do wykładania filozofii trzeba być świadomym tego faktu. To, że słuchaczami są fizycy, czyni sprawę jeszcze trudniejszą. Metody badawcze przyrodoznawstwa wsparte spektakularnymi osiągnięciami techniki odcisnęły swe silne piętno na umysłowości współczesnej czyniąc tym samym kwestie filozoficzne jakby mniej wartościowymi i niegodnymi uwagi. Nie bez racji więc współczesną naukę, która wyrosła z metod nowożytnego przyrodoznawstwa, podejrzewa się o wytworzenie takiej konfiguracji kulturowej.
Pierwszą rzeczą w tej sytuacji wydaje się powrót do źródeł - przed-stawienie wysiłku ludzi w ich refleksji nad przyrodą, opisanie sposobu, na jaki ujmowali to, czego doświadczali, co obserwowali, jak tworzyli pojęcia i związki, za pomocą których opisywali i wyjaśniali przyrodę. Jak wreszcie na jej kanwie powstawały pytania filozoficzne i jakich odpowiedzi w różnych czasach usiłowano na nie udzielać. Innymi słowy należałoby zacząć od wykładu historii filozofii przyrody. Wykład taki rozpoczyna się zwykle opowieścią o jońskich filozofach przyrody i o ich próbach poszukiwania podstawowego pierwiastka natury. Symptomatyczna jest wtedy reakcja słuchaczy. Tamte wysiłki budzą uśmiechy politowania. Przecież dzisiaj wie się o tych sprawach nierównie więcej i próba śledzenia, jak kształtowały się pierwsze naiwne i często fałszywe wyobrażenia o przyrodzie, uznana zostaje za stratę czasu. Odkurzanie starych i błędnych poglądów na strukturę czasu, przestrzeni i materii do niczego nie prowadzi. Historia nauki zna wiele fałszywych ścieżek. Czyż nie byłoby bardziej kształcącym zebrać współczesne teorie i sądy na temat czasu, przestrzeni, podstawowego budulca materii itp. i taką "filozofię" studiować? Opisana argumentacja dobrze uwidacznia nieumiejętność wychwycenia w historii jońskich filozofów przyrody autentycznie filozoficznej warstwy ich pytań. Opis bowiem współczesnych teorii cząstek elementarnych, teorii kosmologicznych, teorii i poglądów na strukturę czasoprzestrzeni w żaden sposób nie stawia nas w obliczu pytań prawdziwie filozoficznych, podobnie, jak nie w tezie Anaksymenesa, że wszystko pochodzi z "powietrza", należy szukać filozofii u jońskich filozofów. Filozofia przyrody nie wyczerpywała się bynajmniej na podawaniu rozwiązań tego typu, które dzisiaj podaje fizyka. Poza tymi systemami odpowiedzi, które pojawiały się jakby na wzór nauki nowożytnej, kryła się autentyczna problematyka filozoficzna. I tak raz jeszcze powracając do szkoły jońskiej, wiadomo, że w niej pojawia się pojęcie "zasady" i "natury". Filozofowie jońscy poszukują początku rzeczy, pierwotnej materii jako czegoś podstawowego, trwałego, istotnego i zasadniczego dla świata. Początek arche nie jest tylko początkiem, czymś pierwotnym czasowo, ale jest zasadą rzeczy.
Podobnie i natura zaczyna oznaczać w ich dociekaniach ogólną zasadę, ład kosmiczny. Podejrzewają, że zmienne zjawiska posiadają stałą naturę. Zjawiska są różnorodne, przypadkowe, a natura jedna, konieczna, niezmienna. W pewnym sensie właśnie to przekonanie jest niewysłowionym, ukrytym założeniem o istniejącym porządku świata w każdej próbie budowy współczesnej teorii fizycznej. Dalej w swym rozwoju filozofia przyrody będzie pytać o ostateczną strukturę świata, o to, czy jest on deterministyczny, czy teleologiczny, monistyczny w swej konstrukcji czy dualistyczny? Pytania, jak widać, zaczynają się odnosić do spraw fundamentalnych, dotykają całości dostępnej człowiekowi rzeczywistości, interesują się najbardziej zasadniczymi regułami natury. Pole zainteresowań fizyki i współczesnych nauk o przyrodzie jest drastycznie węższe. Żadna z nich nie śmiałaby odpowiadać na tak postawione pytania. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że takie pytania gorszą współczesnego przyrodnika, jeśli mają być potraktowane poważniej niż pewna niewinna próba pofantazjowania na marginesie uprawianych dyscyplin. Usprawiedliwieniem jest fakt, że pytania takie powstawały w innej atmosferze kulturowej niż dzisiejsza, przy odmiennych od dzisiejszych kryteriach sensowności, różnej wizji rzeczywistości. Współczesny styl myślenia jest zdeterminowany przez naukę i jej sposób odnoszenia się do świata. Ta zaś nie ma skłonności do podobnych rozważań, bada detale, fragmenty natury, wyodrębnione procesy. S. Amsterdamski zauważa: "Przedmiotem badania [nauki nowożytnej - M. G.] stał się bowiem nie globalny porządek kosmiczny, lecz poszczególne prawidłowości rządzące biegiem procesów badanych przez poszczególne dyscypliny, czyli prawidłowości właściwe tak bądź inaczej wyodrębnionym fragmentom rzeczywistości". I dalej: "Celem nauki nie jest dowodzenie istnienia porządku naturalnego, a odkrywanie, na czym on w jego poszczególnych fragmentach polega." [Nauka a porządek świata]. Nie należy dać się zwieść pewnym pozorom. Przykładowo fizyka także buduje ogólne teorie, podejmuje takie lub inne próby unifikacji, które chcą być bardzo ogólne, o możliwie jak największym polu zastosowania. Sama jednakże metoda będzie ciągle otwarta na "nowe" ze stałą gotowością do rezygnacji z jednej teorii na korzyść innej, lepiej opisującej fakty w ramach przyjętej metody. Wszystko jest tutaj w ruchu, gotowe do wymiany, jeśli tylko zajdzie potrzeba.
W dziejach filozofii zanotowano wiele poglądów, np. na strukturę całości materii (mechanicyzm, atomizm), które funkcjonowały na zasadzie nieweryfikowalnych przekonań. Gromadzono na ich rzecz argumenty, budowano określone rozumowania mające je potwierdzać, ale nie istniała metoda rozstrzygająca o ich słuszności bądź fałszywości. Te same problemy pojawiły się później na gruncie nowożytnego przyrodoznawstwa, ale tu już funkcjonowały jako hipotezy. Nie uległ zmianie typ sądu zawartego w tych stwierdzeniach. Nadal odnosiły się do całości materialnej rzeczywistości. Pojawiła się jednak metoda, która pozwalała hipotezę odrzucić lub dalej akceptować. Sposób zbierania argumentów w filozofii, np. zapewniających o prawdziwości atomizmu, był niewywrotny - nie poddawał się żadnej wyższej regule testującej. Współczesna fizyka zaś taką metodą wyboru hipotez dysponuje mimo wszelkich jej braków i słabości ujawnionych przez metodologów. Trudno w tym miejscu o bardziej spektakularny przykład niż sytuacja, która nastąpiła na początku naszego stulecia, gdy klasyczny obraz mikroświata musiał ustąpić na rzecz kwantowego.
Myślenie filozoficzne o świecie wykazuje dwie przeciwstawne tendencje. Dwojako chce poszerzyć horyzonty ludzkiego myślenia i poznawania. Z jednej strony stawia pytania o najbardziej ogólny kontekst, o ostateczną podstawę rzeczy, o generalną strukturę rzeczywistości. I ta jego problematyka nie budzi współcześnie entuzjazmu i zaufania. Odstrasza koniecznością spekulacji, bądź wprowadzeniem do samego wnętrza metody hipotezy, która jest nie tylko niedowodliwa, lecz grozi ustanowieniem reguły wszystko wyjaśniającej, na dłuższą metę hamującej rozwój nauki. Dlatego rezygnuję z próby historycznej prezentacji zagadnień filozofii przyrody, gdzie nader często przejawiał się opisany sposób myślenia. Obawiam się, że wynikiem takiego wykładu byłoby ostateczne odstręczenie słuchaczy od problematyki filozoficznej.
Szczęśliwie istnieje też i drugi rodzaj refleksji filozoficznej, która rośnie z zadziwienia nad światem, umiejętności dostrzegania tego, co zwykle niezauważalne przez swoją pospolitość i oczywistość. Umieć dostrzec to, co zwykle wyprzedza świadomą refleksję, co niewypowiedziane stoi np. na przedprożu fizyki. Dopytać się o metodę jej uprawiania. Nie o wyniki, lecz o sposób ich uzyskania i o źródła ich prawomocności. Wykrywać całą serię milczących założeń, które wyprzedzają uprawianie nauki. Jak wydarza się współczesne przyrodoznawstwo i dzięki czemu jest w ogóle możliwe? Ten typ pytań prowadzi nas ku naszym własnym fascynacjom, domaga się ich określenia.
Mógłby ktoś spytać, na co przyszłemu nauczycielowi, badaczowi ta wiedza, czy będzie miał z niej jakikolwiek pożytek? Moim zdaniem taka wiedza trojako bogaci. Po pierwsze, namysł nad metodologią chroni przed radosną twórczością, odkrywa miałkość i bezwartościowość pewnego stylu pracy naukowej, którego dziś pełno. Tym samym otwiera furtkę ku problemom etycznym. To po drugie. I wreszcie, po trzecie, wnosi poważny przyczynek do kształtowania naszego obrazu świata, naszego światopoglądu. Wielu zawodowych, doświadczonych przyrodników podejmuje próby refleksji filozoficznej i wtedy niejednokrotnie uderza naiwność i nieporadność ich wysiłków. Najczęściej mieszają porządek uprawnianej zawodowo dyscypliny z pytaniami rzeczywiście filozoficznymi. Czynione jest to bezładnie i bezkrytycznie, jakby zmiana pola refleksji oznaczała zwolnienie z metodyczności i krytycyzmu. Przyczyną takiego postępowania jest po prostu nieświadomość metody, którą się na co dzień posługiwało. Wykład ten jest tak skonstruowany, aby skutecznie chronić przed tymi manowcami myślenia.
Zadziwiającą jest rzeczą, jak żywotne są pytania metafizyczne, epistemologiczne, pytania o język itp. Rzecz w tym tylko, że aby dotrzeć do wielu klasycznych pytań filozoficznych, aby je zauważyć i by stały się ciekawe, trzeba sformułować je w języku zrozumiałym i bliskim. W tym typie refleksji upatruję szansy powrotu ku myśleniu filozoficznemu pomimo nieznajomości jego tradycji, historii, języka, klasycznej ewokacji zagadnień. Może na tej drodze uda się dotrzeć do żywego doświadczenia filozoficznego, uchwycić istotę jego pytań i uznać ich wagę. Prawdziwe pytania filozoficzne nigdy bowiem nie tracą dla człowieka swojej wagi. Dezaktualizują się co najwyżej odpowiedzi na nie.
Wielorakość sposobów postępowania w badaniach nad przyrodą nieożywioną prowokuje pytanie o ich wspólną podstawę, o to czego poszukujemy. Bowiem stosując określone techniki badawcze, takie a nie inne metody, uzyskujemy określony typ wiedzy o świecie. Powstaje pytanie, jaka jest tak zgromadzona wiedza? Jakie są kryteria jej prawdziwości? I odwrotnie, według jakiego ideału wiedzy gromadzę prawdę o naturze? W każdym ludzkim akcie poznawczym chodzi o prawdę, o poznanie prawdziwe. Tutaj interesować nas będzie nie tyle pytanie o prawdę w odniesieniu do całości ludzkiego poznania, ile jego specyfikacja w kontekście współczesnego przyrodoznawstwa. Metoda postępowania każdej nauki, jej model poznawczy określają swe własne kryterium prawdy, które ma dla danej dyscypliny wiedzy charakter normatywny.
Przyjrzyjmy się przykładowo poszukiwaniu prawdy o przeszłości w historii. Ograniczymy się przy tym do źródeł pisanych lub jakiejkolwiek formy przekazu językowego, bowiem uznanie świadectw archeologicznych wymaga innej procedury metodologicznej. To ograniczenie oznacza, że jedynym nośnikiem informacji jest człowiek. To on staje się twórcą dziejów nie tylko poprzez swój w nich udział, ale także poprzez rolę świadka, który pamięta i przekazuje. Jego opowieści nie sposób sprawdzić bezpośrednio. Można jedynie porównywać ją z innymi świadectwami stosując różne techniki hermeneutyczne. Najwnikliwsze jednak interpretacje i studia porównawcze muszą zakładać, że ostatecznie świadkom trzeba jakoś zaufać, aby historia miała jakikolwiek sens. W badaniach przekazów historycznych gdzieś na samym dnie leży zaufanie temu, który świadczy.
Metodologia odsyła więc tu do określonej opcji filozoficznej, wymaga oparcia się na tezie sformułowanej na gruncie antropologii: uznania możliwości świadczenia człowieka o tym, co było i ufania temu świadectwu przez drugiego. Tym samym określona zostaje wizja prawdy opartej na świadectwie drugiego człowieka. Podobnie rzecz ma się z fizyką. Przy bliższym przyjrzeniu się tu także odkrywamy całą gamę milcząco przyjętych założeń, których obecność warunkuje uprawianie fizyki. Zasadniczo już refleksja metodologiczna pozwala je wychwycić. Jednakże na gruncie fizyki mamy do czynienia z jeszcze jednym niezwykle ciekawym fenomenem, który zwykle uchodzi uwagi badaczy, a daje znać o sobie w pytaniu o kryterium prawdy. W naturze człowieka istnieje dość specyficzne pożądanie prawdy i metoda nowożytnego przyrodoznawstwa wydaje się je zaspokajać.
Wśród przyrodników można wytropić wspólne przekonanie o sensowności zbierania wiedzy wybranymi przez nich sposobami. Przekonanie to preferuje taki a nie inny zespół reguł poznawczych, nie tylko ze względu na ich skuteczność czy użyteczność. Nie oznacza to przyjęcia żadnej określonej teorii poznania, lecz pewne nastawienie poznawcze. Przyrodoznawstwo satysfakcjonuje fizyka, bo zaspokaja jego pragnienie pewnego rodzaju wiedzy. Warto te sprawy przestudiować bardziej szczegółowo, bo kto wie, na ile to właśnie nastawienie poznawcze determinuje naszą kulturę i cywilizację, która chce budować na prawdzie nauki. Jest we współczesnej nauce, mimo wszelkich jej braków i wad, coś, co przeżywamy jako wartościowe, co wielu z nas urzeka. Ideał poznawczy, który wciela się w poznaniu naukowym, ma w sobie coś wyjątkowego. To on skłania ludzi na całym świecie do poświęcania się mu. Powinniśmy próbować odnaleźć w sobie przyczyny, które i nas postawiły w szeregu zafascynowanych nauką, wśród jej studentów i pracowników. Próba określenia tego, co czyni nauka i przez co jawi się nam jako wartość, będzie z jednej strony odsyłać ponownie do wizji prawdy, jaka towarzyszy człowiekowi w badaniu przyrody, z drugiej zaś musi pytać o sam podmiot nauki, tzn. badacza, o jego swoistość, sposoby, na jakie postrzega on wartości, odnosi się ku nim, realizuje wreszcie.
Pierwszy kierunek poszukiwań sytuuje nas w dobrze znanym miejscu w kulturze europejskiej. Nauka bowiem poszukuje prawdy o świecie. Prawda była i jest traktowana jako wartość i właśnie ten jej aksjologiczny aspekt ma tutaj znaczenie podstawowe. Platon jako trzy największe wartości wymieniał dobro, piękno i właśnie prawdę. I to pozostało z tradycji greckiej. Drugi kierunek, tj. pytanie o podmiot nauki, zwraca nas ku naszemu przeżywaniu nauki. Fenomen nauki stał się wydarzeniem kulturowym, obok którego trudno przejść obojętnie. O istotę nauki toczą się zażarte spory. Rozmaite kierunki filozoficzne: pozytywizm, empiryzm, scjentyzm powołują ją na świadka swoich racji. Różne światopoglądy i ideologie wbudowują określone przekonania ojej roli i znaczeniu w swe wnętrze. Staje się ona źródłem zachwytu dla jednych, elementem lęku i zagrożenia dla innych. Wszystkie te spory dotykają i tych, którzy są z nauką w bliższym kontakcie. Oni także na swój sposób w nich uczestniczą.
Gdy można zrozumieć ten splot emocji, namiętności niemal, jaki nauka wywołuje wśród współczesnych, roli jaką pełni w kształtowaniu obrazu świata dzisiejszego człowieka odwołując się tylko do faktu nauki, jako czegoś ostatecznego lub szukając wyjaśnień natury psychologicznej lub socjologicznej. Wydaje się, że aby pojąć te zjawiska, trzeba odwołać się do głębszych rejonów ludzkiej natury. Antropologia filozoficzna ma za sobą szereg cennych i wnikliwych analiz o tym, jak człowiek postrzega wartości, o sposobie wiązania się podmiotu z tym, co dlań wartościowe, co ma dla niego znaczenie. Odwołując się do nich będziemy mogli pojąć, czemu tak często w naszych czasach stosunek do nauki, ściślej - do jej roli w cywilizacji, w ludzkich losach jest tak bardzo emocjonalny. Dlaczego tak często nauka staje się pożywką rozmaitych mitycznych wyobrażeń o świecie, bądź materiałem do tworzenia światopoglądu i ideologii. Dlaczego jest postrzegana jako źródło mocy nad zewnętrznym światem, mocy uzyskiwanej poprzez transformację nauki w twory techniki.
I jeszcze uwaga ostatnia. Wykłady matematyki, fizyki, przyzwyczaiły nas do słuchania tego, co jest w gruncie rzeczy niezależne od mówiącego podmiotu. Ostatecznie styl myślenia wykładowcy dość nieznacznie odbija się na zawartości treściowej wykładu. Jest co najwyżej mniej czytelny, dydaktycznie lepszy lub gorszy. Prawie całkowicie jesteśmy tam związani przez treść, metodę i logikę tego, co studiujemy. W wykładach filozofii sytuacja jest całkowicie odmienna. Wszelkie myślenie humanistyczne, tj. odnoszące się do człowieka, jego tworów i działalności, musi być w pewien sposób osobiste, poruszać konkretnego człowieka, apelować do jego sytuacji, która może być wspólna wielu, ale w końcu dotyczy bezpośrednio jego. To ja sam muszę zdać sobie sprawą tego, co robię, w jaki sposób, jak się to ma do reszty rzeczywistości i jaka jest tego wartość. Nauka jest ogromnym przedsięwzięciem, ale i częścią mego losu i to moje w niej uczestnictwo muszę poddać krytycznemu oglądowi.
Świadoma twórczość naukowa chce znać swoją wartość i rozumieć swoje ograniczenia, i nie wystarcza jej bezgraniczne zaufanie autorytetom oraz perfekcyjne, acz nierefleksyjne przyswojenie sobie metody uprawnianej dyscypliny. Nie istnieje wspólnie akceptowane określenie tego, co naukowe, co jest prawdziwą nauką, a co nią nie jest. Długie i wyczerpujące spory na ten temat daty mizerne rezultaty. Każdy z nas ma własną wizję nauki, nawet jeśli wspólnie stosujemy taką samą technikę badawczą. Przywykliśmy, że "naukowy" znaczy tyle, co wartościowy i pewny i w efekcie mamy sytuację, gdzie słowo to bezkarnie nadużywane służy jako parawan dla działalności pozornej, która nie poszerza horyzontów poznania. Ale gdzie w nauce rozpoczyna się prawdziwe poznanie? Jaka praca stanowi do niego istotny przyczynek? W którym miejscu sytuuje się moja działalność? Na ile przyczynia się ona rzeczywiście do poznania świata, a na ile podtrzymuje tylko żywotność uzyskanych już wyników? Może jestem po prostu niepotrzebny? Widać, że tak postawione pytania domagają się rozstrzygnięć osobistych - wiodą ku rozpoznaniom etycznym. Myślę też, że ostateczna wartość pytań o metodologię na tym właśnie polega: na doprowadzeniu do pytań natury etycznej i żądaniu wiążących dla postępowania odpowiedzi.
Kto wie, czy współczesnej nauce najbardziej potrzebna nie jest moralność, ale nie ta narzucana z góry, lecz taka, która rośnie z refleksji nad tym, co czynię w obliczu zobowiązań, które Prawda stawia przede mną?